Wywiad z profesorem Janem Güchtingiem

– Nazywam się Jan Güchting. Byłem profesorem w dziedzinie projektowania, sztuki i pracowałem profesjonalnie w sferze reklamy, marketingu i budowania świadomości marki. A jestem tutaj na tej uczelni nie jako nauczyciel lub wykładowca, ale jestem tutaj, aby towarzyszyć rozwojowi tego uniwersytetu i pomagać w tym. Uniwersytet ten miał 600 uczniów, w tej chwili studentów jest prawie 1200, a to oznacza, że potrzebują więcej pieniędzy, więcej miejsca i potrzebują więcej przejrzystości w publicznej sferze, tak aby wykładowcy i studenci pomagali uczelni nadal się rozwijać. W tej chwili jest problem, bo już jest więcej studentów i nie wiemy nawet, gdzie ich wszystkich pomieścić. Jesteśmy już przepełnieni. Potrzebujemy dużo więcej miejsca. I postaram się stworzyć to miejsce, ale także wygenerować pieniądze na udział w tym wzroście.

– A dlaczego akurat Kazachstan?

– Dostałem taką propozycję z niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych za pośrednictwem agencji, która finansowała ten projekt. Zapytano, czy byłbym skłonny jechać do Kazachstanu. Tak, to jest teraz mój trzeci projekt, który robię w Kazachstanie. Ostatni raz byłem tu jako profesor i prowadziłem kursy magisterskie w zakresie projektowania w innej szkole tutaj w Ałmaty.

– A co Pan wiedział o Kazachstanie, będąc jeszcze w Niemczech?

– Szczerze mówiąc bardzo mało. Bardzo mało. Wiedziałem tylko, że jest to kraj bardzo bogatych zasobów i mam kolegę, który kilka raz jeździł do Kazachstanu, który wynegocjował tutaj olej słonecznikowy, z tym też miałem pewne doświadczenia.

– Czy pamięta Pan pierwszy dzień w Kazachstanie? Proszę go opisać.

– Był bardzo męczący. Ze względu na różnicę czasu straciłem noc i pierwszy dzień w Kazachstanie. To jest zawsze straszne dla mnie, lecz drugi dzień jest wtedy piękny.

– Czy przeżył Pan stres z powodu zmiany kultury?

– Dziś rano otrzymałem pouczenie od ochroniarza, bo starałem się sfotografować punkt sprzedaży przed sklepem. Powiedział mi, że takich rzeczy nie powinno robić się w Kazachstanie. Chyba to stres…

– Jakie było pierwsze jedzenie, którego spróbował Pan w Kazachstanie?

– Nie było to danie narodowe. To było dobre doświadczenie. Była przy mnie tłumaczka, ona jest Kazaszką, ale rozmawia w czterech językach, jej rodzice są z Karagandy. Są to weterani, mają niemieckiego dziadka, więc ona mówi po niemiecku, bardzo ładny ten niemiecki, po angielsku, kazachsku i rosyjsku. I zaprosiłem ją do restauracji, ale nie mogłem przeczytać menu, a ona była zbyt nieśmiała, żeby mi pomóc. Zamówiłem hamburgera, takiego w małej bułce. I nic. Był to gigantyczny talerz i ten malutki hamburger na nim. Czułem się okropnie. Dziś już tego nie robię, idę do supermarketu, gdzie są takie piękne rzeczy lub idę do Greenmarketu. Kupuję wszystkie produkty, które lubię jeść, a potem tylko trzeba pokazać je w restauracji, bo jeżeli nie potrafisz czytać menu, to zawsze wyjdziesz głodny.

– Jeszcze Pan nie próbował kazachskiego jedzenia?

– Jem je cały czas.

– A ulubione danie?

– Jest to rodzaj naleśnika, ale który nie jest słodki i który jest składany, a w środku jest rodzaj sera białego i wiele ziół i prawdopodobnie jakieś ciasto. Jest bardzo smaczny, gdy jest świeżo ugotowany. A jeśli nie jest już świeży, to w mikrofalówce albo w piecu go podgrzewam i też jest bardzo dobry.

– Czy odwiedził Pan już naszą stolicę?

– Astanę? Czy na pewno chcesz wiedzieć? Ja siedziałem w waszej stolicy przez 18 godzin na drewnianej ławce na lotnisku, bo nie pozwolili mi iść do miasta, bo moja wiza wygasła. Tak więc zobaczyłem Astanę tylko z drewnianej ławki na lotnisku…

– Ale to było ładne?

– Tak, bardzo ładne. Samolot nie był w stanie wystartować, bo było tak zimno, że żaden z silników nie działał.

– Jakie zalety i wady widzi pan w Kazachstanie w porównaniu z Niemcami?

– To jest bardzo proste. Jedną z rzeczy, które trzeba zmienić w Kazachstanie, to wymagania wstępne i wizowe. Jest to tak skomplikowane, tak zawsze było ze mną w procesie ubiegania się o wizę, żeby dostać się do tego kraju, że turyści tu nie przyjeżdżają. Kazachstan ma dobrych ludzi, którzy są naprawdę chętni obcym i turystom, i ludzie zawsze z otwartymi ramionami czekają, aby pomóc. Ale wielu ludzi nie może przyjechać, bo uzyskanie wizy jest niezwykle trudne i to jest idiotyczne. Bo teraz mam wizę na 30 dni. Musze jechać kilka godzin do Kirgistanu, aby przekroczyć granicę, a następnie wrócić. Po 30 dniach muszę zrobić to samo. To jest szaleństwo. Kiedy będzie wystawa Expo Astana 2017, jeżeli Kazachstan chce odnieść sukces, to musi zmienić wymagania wizowe.

– Co to znaczy być cudzoziemcem w obcym kraju?

– Cóż, tutaj w Kazachstanie, to jest oczywiście wspaniale specyficzne. Ponieważ bywam wszędzie, czy to na wystawach sztuki i balecie, czy na koncercie, zawsze jestem egzotyką. A ponieważ Kazachowie są bardzo pomocni, ciągle jestem gdzieś zapraszany, mam zawsze coś do zrobienia, więc tutaj, w Kazachstanie, nigdy nie jestem naprawdę sam.

– To jest super, że nie jest Pan samotny. Jakie komiczne sytuacje przytrafiły się Panu w Kazachstanie?

– Jeden raz, kiedy przyjechałem z Niemiec, moja wiza była nieaktualna już dwa dni i siedziałem przez 20 minut na lotnisku w Ałmaty, na kontroli granicznej, a następnie skierowano mnie do samolotu i poleciałem z powrotem do Frankfurtu. Więc w sumie 24 godziny, z Niemiec do Ałmaty i z powrotem, a na lotnisku byłem tylko 20 minut. To było bardzo zabawne.

– Czy Pan nie żałuje, że poznał taki kraj, jak Kazachstan?

– Nigdy nie żałowałem. Jestem już trzeci raz tutaj. Będę wracać i udzielać rad znajomym.

– Super. Jeśli zaproponowano by Panu ofertę, żeby tutaj zostać, co by Pan zrobił?

– Dokładnie to, co robię. Chciałbym prowadzić handel sztuką i chciałbym spróbować tego z kazachstańskimi artystami, aby otworzyć okno na świat. Macie tutaj doskonałych artystów, którzy mogą być wprowadzeni do obrotu na całym świecie. Chciałbym to zrobić, to jest moją misją, aby pomóc tym artystom zasłynąć na scenie światowej.

– Dziękuję za rozmowę. Jest to bardzo ważne dla nas i dla naszego projektu.

 

Wywiad przeprowadziła: Margarita Borovikova